Mądra Mama

niedziela, 26 maja 2013

Komar

Franio boi się niewielu rzeczy. Niestraszne mu realistyczne filmy o dinozaurach, bez problemu funkcjonuje w ciemnościach, a nawet podał rękę Lordowi Vaderowi, który na czas długiego weekendu majowego opuścił "Odległą Galaktykę", by fotografować się z małymi fanami "Gwiezdnych wojen" na ulicach Torunia...
Jednak pewnego wieczoru, okazało się, że mój syn to prawdziwy Stefek Burczymucha :) Po położeniu dzieci do spania, usłyszałam wołanie:
- Mamo! Przez to wietrzenie... (zanim się dowiedziałam o co chodzi, już się zorientowałam, że to moja wina)... wleciała tu mucha i ciągle mi siada na buzi, czole....
Zapaliłam światło, by wytropić owada. Okazało się, że to komar. Poinformowałam o tym Frania i podjęłam dwie nieudane próby likwidacji insekta. Niestety prawdopodobnie uciekł z pomieszczenia, więc mówię: 
- Śpij Franiu, on chyba wyleciał...
 Franiowi zadrżała broda, popatrzył na mnie wielkimi oczami i rzekł płaczliwym głosem: 
- Wiesz co robi komar? Ja widziałem w "Było sobie życie"... On zabiera wszystko! Wszystkie krwinki czerwone! Potem wpuszcza takie coś zielone i wiesz jak leukocyty wychodzą z tej walki?
- Jak? - zapytałam. 
- No... - to mówiąc już właściwie płakał - na przykład jeden wyszedł o lasce, inny z zabandażowaną głową....
Nie pocieszyło go uświadomienie, że przecież po ugryzieniu komara zostaje tylko mały bąbelek, ani przypomnienie, że ten nasz okaz raczej odleciał na korytarz. Franio nakrył się szczelnie kołdrą wraz z głową i obiecał wołać mnie gdy tylko usłyszy niebezpieczne bzyczenie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz