Mądra Mama

wtorek, 11 września 2012

Zabawki

Chociaż już jestem całkiem doświadczoną mamą i na wiele pytań związanych z wychowywaniem dzieci znam odpowiedź, to jednak istnieją pewne aspekty, które wciąż nie dają mi spokoju, nad którymi często się zastanawiam i nie mogę ich rozgryźć. Weźmy takie zabawki.... W sklepach znajdziemy ich tysiące - chińskie, polskie, made in USA, różowe, tęczowe, w trupie czachy, w barwach natury, edukacyjne, "rozrywkowe", rozwijające i takie bez większego sensu... I są też dzieci (nie wszystkie), które mając najczęściej około 7 - 18 miesięcy tymi zabawkami gardzą. Nie nęcą ich bajeczne kolory, nie kuszą dźwięcząco - świecące przyciski, zapadki, klapki, co więcej, ci smarkacze wcale nie zauważają cennych edukacyjnych przymiotów owych zabawek. Bawić czymś się muszą, więc myślę, że one myślą tak: "Czy koniecznie mają to być gadżety ze sklepu dla dzieci? Czy nie ciekawsza jest komórka taty? Ta plastykowa Fisher Price'a wydaje się nudna. Czy klucze do mieszkania nie mają wspaniałego smaku i czy nie dźwięczą pięknie? Znacznie piękniej niż zestaw kluczy - gryzaczków... I to nic nie szkodzi, że żyje na nich kilkanaście rożnych rodzajów bakterii, być może to dzięki nim klucze smakują tak cudownie. Niech też ktoś wreszcie wyrzuci komplet ganków i patelni z tym głupim znaczkiem 0+, wystarczy mi szuflada z pokrywkami mamy. Zawsze mi tak fajnie wzrasta poziom adrenaliny gdy się nią bawię, nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy przytnie moje palce. Dziwne jest to, że mama nigdy nie pozwala dobrać mi się do swojej torebki, przecież tam tyle interesujących przedmiotów - szminka, lusterko, klucze do auta, portfel... Bawiłbym się tym z godzinę. Powinna być zadowolona, w końcu zawsze narzeka, że niczym nie potrafię się dłużej zająć..."
Znacie takie dzieci? Wiecie dlaczego one tak robią? I jakim cudem odróżniają zwykłe zabawki od przedmiotów swego pożądania ze świata dorosłych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz